Kto z nas nie pamięta sceny z filmu Kapitan Ron z Kurtem Russelem w roli tytułowej? Niemiłosiernie zapuszczony, stareńki jacht wpływa na pełnej prędkości do mariny, w której mieści się ekskluzywny Yacht Club. Z pełną prędkością Ron idzie prosto na keję. Goście zgromadzeni na eleganckim przyjęciu na widok jachtu-trupa i jego kapitana-obwiesia rzucają się do panicznej ucieczki. Widzowie, zarówno przed ekranem jak i w samym filmie są przekonani, że za chwilę nastąpi jakaś kosmiczna katastrofa, na miarę wezwania z Urzędu Skarbowego do zapłaty 20 groszy należnego podatku z ustawowymi odsetkami za 15 lat! Tymczasem do żadnej katastrofy nie dochodzi. W ostatniej chwili nasz bohater wykłada ster na burtę i daję manetkę silnika cała wstecz. Jacht posłuszny woli swego sternika zwalnia i elegancko cumuje przy kei. Wszyscy patrzą z podziwem i biją brawo (oczywiście, jeżeli naprawdę wszyscy, to znaczy, że na widowni nie było żony Rona ani jej mamy. One przecież wiedzą, jaki jest naprawdę i na żadne tanie sztuczki nabrać się nie dadzą).

 

Podobne scenariusze często możemy oglądać w marinach. Podobne, ale nie tak całkiem. Jacht zbliża się do kei, załoga biega po pokładzie i wymachuje rękoma, sternik zagubiony niczym grzybiarz w sosnowym młodniku gromko, acz chaotycznie wykrzykuje komendy, a w końcu jacht i tak uderza z hukiem w keję albo sąsiednie jednostki. Liczba zaklęć (patrz film Seksmisja), jakie wtedy padają z ust żeglarzy-gentelmanów równa jest chyba odległości Ziemia-Księżyc wyrażonej w metrach. A bogactwa i różnorodności słownictwa nie powstydziliby się żołnierze służby czynnej (zawodowcy wcale nie są gorsi). Oczywiście, chyba każdy żeglarz chciałby manewrować w marinie jak kapitan Ron, ale mało komu to się udaje.

 

Jak więc sprawnie przeprowadzać cumowanie w marinie tak, aby nie być dla nikogo pośmiewiskiem, a może nawet z czasem stać się obiektem podziwu (uwaga: na wspomniane wyżej panie nie warto liczyć, nawet jeżeli, ku rozpaczy ZUS zamierzasz dożyć 113 urodzin).

 

Jest wiele elementów, które składają się na dobrego sternika. Przede wszystkim doświadczenie, dobre opanowanie jachtu, umiejętne kierowanie załogą i mocne nerwy. Cumowanie w marinie często wywołuje silny stres. Poza jachtem, który zwykle nie płynie tak, jak chce sternik, jest własna załoga, a przede wszystkim załogi innych jachtów. Często obserwują nasze manewry w porcie z nadzieją, że doprowadzimy do jakiejś spektakularnej katastrofy, a oni będą mogli jeszcze bardziej nadąć swoje EGO. Oczywiście naszym kosztem.

 

Zwykle kurs na patent żeglarza jachtowego czy sternika morskiego w niewielkim tylko stopniu przygotowuje do samodzielnego manewrowania jachtem w porcie. Szkolenie od pierwszego do ostatniego dnia przebiega w cieniu egzaminu końcowego. Na rzetelne opanowanie manewrowania na silniku, tego jak się cumuje w marinie w różnych warunkach zwyczajnie brak czasu. Często też do szkolenia używane są jednostki starszej konstrukcji o innych własnościach manewrowych niż nowoczesne jachty dominujące na rynku. Dlatego też, żeby być naprawdę dobrym sternikiem, żeglarz musi ciągle się doskonalić. Warto wziąć udział w dobrym kursie manewrowania jachtem w porcie. Oferta na rynku bogata, ale jak zwykle trudno odróżnić ziarno od plew. Reklama dźwignią handlu-ładna strona internetowa i kolorowe logo firmy niekoniecznie świadczą o wysokim poziomie kursu. Najlepiej zapytać innych żeglarzy i -broń Boże- nie kierować się opiniami klientów na stronie firmy. Może i rzeczywiście pisali je zadowoleni klienci, ale gdzie się podziały opinie tych niezadowolonych?

 

Aby dobrze opanować cumowanie jachtem w marinie należy dużo ćwiczyć. Tylko tak można dojść do perfekcji -pamiętacie jak Rambo został mistrzem ringu? Pakował , pakował i jeszcze raz pakował. Od świtu do nocy, w słonecznym skwarze i ulewnym deszczu! Macie łatwiej, bo nie musicie wstawać o 4 rano, żeby zacząć naukę manewrów portowych. Powiem więcej- nie róbcie tego, bo wasza kariera sternika skończy się jeszcze szybciej niż się zaczęła. Ani wasza, ani inne załogi zmęczone trudami marynarskiego nocnego życia w mikołajskiej tawernie nie zniosą warkotu silnika o poranku, to znaczy przed południem. Jak mówią mądrzy ludzie: Wszystko ma swój czas i miejsce.

 

Najlepiej po przejęciu w czarter nowego jachtu, na ogół z nową załogą należy sprawdzić jacht i przeszkolić załogę. Na początek jak najprościej opuścić miejsce postoju. Następnie znaleźć otwartą wodę w marinie lub poza nią. Ważne, żeby nikomu nie przeszkadzać, a miejsce treningu było wystarczająco obszerne. Następnie sprawdzamy: skrętność i efekt śruby, promień cyrkulacji, inercję, minimalną prędkość sterowną, podatność jachtu na działanie wiatru i sterowność na biegu wstecznym. Załoga powinna opanować podstawowe węzły: ósemka, wyblinka do cumowania i wiązania odbijaczy, ratowniczy w ręku, szotowy. Robin Knox-Johnston pisze, że w rocznym rejsie dookoła świata używał pięciu węzłów. W Polsce na kursach na patent żeglarza jachtowego wymaga się zwykle około dwudziestu. Po co? Nie wiem-zapytajcie Komisji Egzaminacyjnej. Wątpię, czy kiedykolwiek popłyną w rejs dookoła świata, za to doskonale wiedzą, jak należy to zrobić. Obawiam się, że róża topowa czy związ wantowy nigdy do niczego się wam nie przydadzą. Byłbym zapomniał: ich znajomość jest niezbędna do zdania egzaminu na żeglarza! Potem wystarczy dobry reset (chyba wiecie o czym mowa), a w waszych głowach i rękach pozostanie wiedza i umiejętności praktycznie przydatne.

 

Zanim zaczniemy jakiekolwiek cumowanie w marinie, powinniśmy: wybrać odpowiednie miejsce postoju, zaplanować manewr, przeprowadzić odprawę bezpieczeństwa z załogą, wyznaczyć obsadę stanowisk manewrowych. Potem spokój, cierpliwość i opanowanie. Także wtedy, gdy po kilku godzinach nauki węzłów nikt nie potrafi szybko zaknagować, cuma zamiast na keję trafia do wody, a pętla ratownicza rozwiązuje się sama. Na to wszystko reagujemy z życzliwym uśmiechem-tak przynajmniej piszą w poradnikach psychologicznych.

 

Pamiętaj, że kapitan Ron, to postać fikcyjna. Może minąć wiele, wiele lat, zanim staniesz się do niego podobny (pewnie z wyglądu żula znacznie szybciej). Ważne, żebyś nigdy nie był podobny do tytułowego postaci Jasia Fasoli, a Twoja załoga do bohaterów czeskiej kreskówki Sąsiedzi.

 

Zapraszamy na pokład naszych jachtów - czarter jachtów na Mazurach to doskonały wybór.

 

 

Zgadzam się

Pod poniższym linkiem przedstawiamy naszą politykę prywatności, w której znajdują się informacje dotyczące przetwarzania danych osobowych po 25 maja 2018 r. oraz informacja o zastosowanych technologiach (np.: plikach cookie). Akceptacja polityki oznacza, że wyrażasz zgodę na postanowienia zawarte w Polityce prywatności  i Polityce cookies firmy Wojciech Gil Czartery Jachtów " Sailor"