Śledząc historyczne osiągniecia Wikingów przemierzających tysiące mil morskich, można by pomyśleć, że temat tego artykułu ich nie dotyczył. Jednak wówczas i dzisiaj Duńczycy, Szwedzi czy Norwegowie nie mieli by problemu z żeglowaniem w każdych warunkach. Sprawiedliwość dziejowa jednak istnieje i  bez względu na czasy i nację, choroba morska – choć w różnym stopniu dotyczy zasadniczo prawie wszystkich.

 

SEA SICKNESS – czyli choroba morska

Dolegliwości określane tym zwrotem to nic innego jak sprzeczne informacje docierające do naszego mózgu za sprawą błędnika znajdującego się w uchu wewnętrznym człowieka, odpowiedzialnego za zmysł równowagi. Ruch jaki on odbiera nagle zaczyna się różnić od tego co rejestrują nasze oczy. Podobnej dezorientacji doznają ludzie w lądowych środkach lokomocji. Objawy choroby są jednak zazwyczaj dużo lżejsze lub wręcz nie występują. Organizm posiada swój system obronny, dlatego i układ nerwowy reaguje na wszelkie nieprawidłowości. Mechanizmy obronne mogą niestety dosłownie „zdemolować” żeglarza. Złe samopoczucie może się okazać w niektórych przypadkach zbyt łagodnym określeniem.    U większości  z nas dolegliwości zaczynają i kończą się na lekkich nudnościach , bólu głowy czy uczuciu suchości w ustach. Bardziej wrażliwi tracą apetyt a niekiedy wręcz nie tolerują mocniejszych zapachów. Ulegają osłabieniu, stają się senni i wymiotują (nie zawsze w kontrolowany sposób) Mogą wystąpić silne zawroty głowy i zimne poty a w rezultacie brak koncentracji która tak bardzo jest nam potrzebna podczas rejsu.

 

SKRAJNIE RÓŻNE PRZYPADKI

Choroba generalnie postępuje w czasie, ale kluczowe są jednak warunki w jakich żeglujemy. Choć nazywa się morską, dolegliwości potrafią odczuwać również śródlądowi żeglarze. Nie da w zasadzie „wywróżyć” kto w jakim stopniu, w jakich warunkach i ile czasu będzie cierpiał z jej powodu. Są ludzie którzy w nawet w ciężkich warunkach nie odczuwają szczególnie dużego dyskomfortu, podczas kiedy inni przy lekkim już zafalowaniu dostają torsji na sam widok zajadającego się pachnącym spaghetti kolegi.                                             

I tutaj zaczynają się problemy. Trudno mieć apetyt gdy nieustające nudności pustoszą żołądek a nawet gdy jest pusty, co chwila rzuca nami bez żadnego już rezultatu. Utrzymujący się przez kilka dni taki stan może być niestety niebezpieczny dla zdrowia, a nawet życia. Głównym powodem staje się ryzyko odwodnienia organizmu a więc w efekcie zaburzenia jego funkcjonowania i brak energii. Pomimo ewidentnego wstrętu do posiłku a nawet picia koniecznie należy dopilnować aby „pacjent” przyjmował płyny, nawet gdyby miał za chwile oddać je neptunowi. Wystrzegajmy się więc głupich szykan a skupmy się na pomocy tym bardziej cierpiącym.

 

PRZYGOTUJMY SIĘ WCZEŚNIEJ

Nie traktujmy zażywania leków jako oznaki słabości a przejaw rozsądku. Wybieramy się na morze w końcu dla przyjemności. Ignorujmy również tzw. twardzieli, którzy sami nie mając większych problemów, pozwalają sobie opiniować, że ktoś się po prostu nie nadaje, albo gonią do roboty załoganta który się ledwo na nogach trzyma. Aktywność jest oczywiście wskazana i czasami faktycznie może pomóc stanie za sterem czy inne zajęcie na jachcie ale wszystko w granicach rozsądku i na miarę możliwości w danym momencie. Ślepa wiara w tą metodę może jeszcze doprowadzić do wypadku. Jeżeli dopadnie nas już ta przypadłość  obserwujmy horyzont lub jakiś stały punkt na brzegu. Starajmy się uczestniczyć w żegludze. Pomóc może nawet zwykła konwersacja z załogą. Kluczowe są jednak działania przed rozpoczęciem rejsu. Nie spożywajmy ciężkich posiłków (smażonych i surowych) które długo zalegają i drążnią żołądek. Unikajmy alkoholu. Zjedzmy coś lekkiego na kilka godzin przed oddaniem cum. Dużo wcześniej zaopatrzmy się w odpowiednie leki. Jest ich sporo, ale niestety nie wszystkie dostępne w naszym kraju. Warto skonsultować to z lekarzem lub farmaceutom w aptece, bo możemy zwyczajnie nie wiedzieć o ewentualnych nowościach czy dostępności leków które dotąd nie były u nas do kupienia (np. Stugeron,  Marzine, Motilium, Scopoderm, Torecan czy Zofran)  Dobrym pomysłem są wszelkie naturalne specyfiki na bazie ziół. Dobrze robi imbir. Możemy go zaparzyć w np. w herbacie lub po prostu starty zalać wrzątkiem. Osobiście uważam, że dobrze mieć w kieszeni kilka suszonych śliwek albo inne tzw. przegryzki. Walczymy w końcu docelowo z dolegliwościami żołądkowymi. Istnieją również specjalne plastry które uwalniają specjalną substancje i powodują stałą obecność leku w organizmie. W Polsce niestety raczej nie do zdobycia. Dość powszechne są również opaski uciskowe na nadgarstki. Nie zaszkodzi mieć, chociaż w tym przypadku znam bardzo różne opinie na temat ich działania.

 

NIE ŁAM SIĘ

Cokolwiek nie zastosujemy na potencjalne dolegliwości, pamiętajmy o naszym podejściu do tego problemu. Dobre nastawienie często pomaga bardziej niż nam się może wydawać. Pamiętajmy, to przechodzi. Nasz organizm w zdecydowanej większości przypadków przyzwyczai się do nowej sytuacji. Kiedyś przecież pogoda się zmieni co od razu powinno mieć swoje pozytywne przełożenie na nasze samopoczucie a w porcie to już na pewno będziemy jak nowo narodzeni i to praktycznie natychmiast. Tam nabierzemy na nowo sił i ruszymy w dalszą drogę. Ten drugi etap z pewnością będzie już lżejszy. Ponadto warto pamiętać starą zasadę która mówi, że dobry żeglarz sztormy spędza przy barze. Naturalnie o ile to możliwe. Jeżeli jednak musimy się już z tym zmierzyć to nie zapominajmy również, że najsłynniejszy admirał w historii brytyjskiej floty Horatio Nelson podobno również cierpiał na omawiane tutaj dolegliwości.

Choroba morska to nie mit i wbrew pozorom i niektórym opiniom problem nie leży jedynie w naszej psychice. To reakcja naszego organizmu. Korzystajmy więc z dostępnych metod i cieszmy się z żeglowania. Pierwsze koty za ploty, więc głowa do góry i nie pozwólcie się odwodnić.

 

przygotował - Piotr Dalecki, nowezagle.pl

 

Zgadzam się

Pod poniższym linkiem przedstawiamy naszą politykę prywatności, w której znajdują się informacje dotyczące przetwarzania danych osobowych po 25 maja 2018 r. oraz informacja o zastosowanych technologiach (np.: plikach cookie). Akceptacja polityki oznacza, że wyrażasz zgodę na postanowienia zawarte w Polityce prywatności  i Polityce cookies firmy Wojciech Gil Czartery Jachtów " Sailor"